Czym jest współzależność? Istnieje kilka sposobów na opisanie stanu współzależności. Oto kilka z nich. Współzależność jest zaburzoną relacją z własnym ja. Nie wiemy jak mamy kochać samych siebie w zdrowy sposób, ponieważ nasi rodzice nie wiedzieli jak kochać siebie. Zostaliśmy wychowani w społecznościach opartych na poczuciu wstydu, które nauczyły nas, że jest coś złego w byciu człowiekiem.
Przekazy, które do nas docierały często dotyczyły tego, że jest coś złego w robieniu błędów, w nie byciu doskonałym, w byciu istotą seksualną, w byciu istotą emocjonalną, byciu za grubym, za chudym, za wysokim, za niskim, itd. Gdy byliśmy dziećmi uczyło się nas określać naszą wartość porównując nas z innymi. Jeśli byliśmy mądrzejsi niż, ładniejsi niż, szybsi niż, mieliśmy lepsze stopnie niż, itd., wtedy potwierdzało to naszą ważność i otrzymywaliśmy przekaz, że stanowimy jakąś wartość.
W społeczeństwie współzależnym każdy musi mieć kogoś, na kogo może patrzeć z góry, aby czuć się dobrze z samym sobą. I przeciwnie, zawsze jest ktoś, do kogo możemy się porównywać i z tego powodu nie czuć się wystarczająco dobrze. Współzależność może być także nazwana zależnością zewnętrzną. Stan współzależności polega na oddaniu władzy nad naszym poczuciem własnej wartości źródłom/czynnikom zewnętrznym lub oznakom zewnętrznym.
Nauczono nas, że aby określić swoją wartość powinniśmy patrzeć na zewnątrz siebie, na innych ludzi, miejsca i rzeczy: pieniądze, dobra materialne i prestiż. Powoduje to, że stawiamy przed sobą fałszywych bogów. Czynimy pieniądze, osiągnięcia, popularność, dobra materialne lub „właściwe” małżeństwo Siłą Wyższą, która określa czy mamy wartość. Określamy samych siebie i swoją wartość na podstawie przejawów zewnętrznych naszej własnej istoty tak, że wygląd, talent czy inteligencja stają się Siłą Wyższą, która determinuje naszą wartość. Wszystkie warunki zewnętrzne są tymczasowe i mogą się zmienić w każdej chwili. Kiedy czynimy warunek tymczasowy naszą Siłą Wyższą ustawiamy się w pozycji Ofiary. Ponadto w ślepym dążeniu do tej Siły Wyższej często krzywdzimy innych ludzi na naszej drodze do udowodnienia, że mamy wartość (wierzę, że wszyscy jesteśmy Jednym. Że wszyscy mamy jednakową wartość jako Istoty Duchowe, jako synowie i córki Boga-Mocy/Bogini-Energii/Wielkiego Ducha – nie z powodu jakichkolwiek przejawów lub warunków zewnętrznych).
Współzależnośc jest wyjątkowo złośliwą formą syndromu opóźnionego stresu (delayed stress syndrome). Tak jak żołnierze, którzy opóźniają przeżywanie stresu, zamiast przeżyć traumę podczas walki na wojnie w obcym kraju. Zostaliśmy skrzywdzeni w domu rodzinnym przez ludzi, których najbardziej kochaliśmy. Zamiast przeżywać traumę przez rok lub dwa lata jak żołnierz, przeżywaliśmy ją codziennie przez 16, 17 lub 18 lat. Żołnierz musi się wyłączyć emocjonalnie, aby przetrwać na polu walki. My musieliśmy się wyłączyć emocjonalnie, ponieważ otaczający nas dorośli byli emocjonalnymi kalekami w tym, czy innym sensie. Współzależność jest zaburzonym emocjonalnym i behawioralnym systemem obronnym. Gdy społeczeństwo jest emocjonalnie nieszczere, ludzie w tym społeczeństwie siłą rzeczy są emocjonalnie dysfunkcyjni. W takim społeczeństwie stanie się emocjonalnym określa się jako załamanie się, stratę panowania nad sobą, rozsypanie się, wkurzenie się, itp. (inne kręgi kulturowe dają większe przyzwolenie na wyrażanie emocji, jednak są one zwykle wyrażane ekstremalnie poprzez niekontrolowane wybuchy emocji. Istotą funkcjonowania zdrowego systemu obronnego powinna być równowaga między emocjami i umysłem – intuicją i rozumem).
Tradycyjnie w takim społeczeństwie mężczyzn uczy się, ze gniew jest jedyną dopuszczalną emocją dla mężczyzny, podczas gdy kobiety uczy się, że gniew jest u nich nieakceptowany. Jeśli odczuwanie wszystkich swoich emocji nie jest OK, nie możemy dowiedzieć się kim jesteśmy jako istoty emocjonalne (kobiety są także tradycyjnie uczone bycia współzależnymi; określania samych siebie, łącznie z nazwiskiem, oraz swojej wartości na podstawie związków z mężczyznami, natomiast mężczyzn uczy się bycia współzależnymi od ich pracy/kariery/zdolności produkcyjnych oraz od ich rzekomej wyższości wobec kobiet).
Współzależność jest chorobą zagubionego Ja. Jeśli w dzieciństwie nie docenia i nie dowartościowuje się nas za to, kim jesteśmy, nie wierzymy, że jesteśmy wartościowi i zasługujemy na miłość. Często jesteśmy dowartościowywani przez jednego z rodziców a poniżani przez drugiego. „Kochający” rodzic nie chroni jednak nas, ani siebie, przed rodzicem, który jest napastliwy; jest to zdrada, która programuje w nas niską samoocenę, ponieważ jej potwierdzenie dostaliśmy w swoim własnym domu rodzinnym. Docenianie nas za to, kim jesteśmy jest czymś zupełnie innym niż docenianie nas za bycie tym, kim chcieliby nas widzieć nasi rodzice. Jeśli nie potrafili wyraźnie zobaczyć samych siebie, na pewno nie będą mogli wyraźnie widzieć nas. Aby przetrwać w takim środowisku, dziecko musi dostosować swoje zachowanie w taki sposób, by spełnione były jego podstawowe potrzeby. Później wyrastają z nich dorośli, którzy nie znają samych siebie i kontynuują „taniec”, jakiego nauczyli się w dzieciństwie. Niestety ta dysfunkcyjna relacja nie może uczynić nas szczęśliwymi ludźmi.
Współzależność to zaburzona relacja z samym sobą. Z naszym własnym ciałem, umysłem, emocjami i duchem. Z naszą własną płcią i seksualnością. Z byciem istotą ludzką. Ponieważ mamy dysfunkcyjne relacje wewnętrzne, mamy też dysfunkcyjne relacja zewnętrzne. Próbujemy wypełnić pustkę, którą czujemy wewnątrz siebie czymś lub kimś z zewnątrz – co niestety nie działa. „Świat poszedł naprzód po powstaniu współczesnego ruchu Współzależności w Arizonie w połowie lat osiemdziesiątych. Pierwsze spotkanie Anonimowych Współzależnych odbyło się w październiku 1986 roku, w tym samym czasie zaczęły pojawiać się pierwsze książki mówiące o Współzależności jako chorobie. Były one następną generacją poglądów, które wykiełkowały z fali książek na temat Syndromu Dorosłego Dziecka z początku lat osiemdziesiątych.”
„Chodzi mi o to, że nasze rozumienie Współzależności wyewoluowało do punktu, w którym zdaliśmy sobie sprawę, że nie dotyczy ona jedynie niektórych dysfunkcyjnych rodzin. To nasze wzorce osobowe, nasze prototypy są dysfunkcyjne. Nasze tradycyjne definicje kobiety i mężczyzny są skrzywionymi, zniekształconymi, niemal komicznie rozdmuchanymi stereotypami tego, czym w rzeczywistości jest kobiecość i męskość.” „Nasze wzorce osobowe, zarówno rodzicielskie jak i społeczne, programują nas do bycia emocjonalnie dysfunkcyjnymi. Uczy się nas tłumienia i zniekształcania naszych procesów emocjonalnych. Gdy jesteśmy dziećmi uczy się nas emocjonalnej nieszczerości.”
Z tego powodu, gdy pracuję z osobą, której pomagam zrozumieć jej współzależność, często słyszę:, „Dlaczego nie dowiedziałem/am się tego wcześniej. Tak mi głupio, że zmarnowałem/am tyle lat zaprzeczając temu, jak bardzo moje doświadczenia z dzieciństwa kierowały moim życiem.”
Muszę im wtedy przypomnieć, że wiedza, jaką dysponujemy dzisiaj nie była dostępna gdy dorastali. Dopiero na przełomie lat 70-tych i 80-tych naukowcy byli w stanie zidentyfikować Syndrom Dorosłego Dziecka, a badacze rozwoju rodziny zaczęli mówić o rodzinach dysfunkcyjnych. Przed tym jak Betty Ford zdobyła się na odwagę by mówić publicznie o swojej walce z alkoholizmem w późnych latach 70-tych, bardzo niewiele informacji na temat alkoholizmu było szeroko dostępnych. W latach 70-tych Phil Donahue zaczął publicznie poruszać kontrowersyjne tematy, w latach 80-tych w jego ślady poszła Oprah Winfrey. To wtedy po raz pierwszy podjęto w społeczeństwie amerykańskim publiczną dyskusję na tematy, takie jak znęcanie się nad dziećmi, czy kazirodztwo. Do tamtej pory zaprzeczanie i rodzinne sekrety były tradycyjną normą zarówno w rodzinach, jak i w społeczeństwie. Dzisiaj dzieci uczy się w szkole i poprzez media, że dobrze jest wytyczać granice (po prostu mówiąc „nie”) oraz otwarcie mówić o swoich odczuciach. Istnieją książki i zajęcia ze „zdrowego” rodzicielstwa. Jest to poważny krok naprzód dla społeczeństwa. Jeszcze niedawno temu filozofia wychowania dzieci opierała się na stwierdzeniu: „to jest dobre, a to jest złe – i lepiej zachowuj się dobrze, bo inaczej…”
Niestety w wielu rodzinach wciąż wygląda to podobnie. Co gorsza, większość dzieci, które otrzymują już zdrowsze przekazy rodzicielskie, ciągle nie ma jeszcze zdrowych wzorców osobowych. Wzorce osobowe są tak samo ważne – jeśli nie ważniejsze – w procesie rozwoju dziecka jak bezpośrednie wiadomości. „Rób tak jak mówię, a nie tak jak robię” nie działa w przypadku rodzicielstwa. Realia rozwoju ludzkiego są takie, że podstawy naszych relacji z samym sobą, z życiem i innymi ludźmi formowane są we wczesnym dzieciństwie. Nasze wzorce związków są w dużym stopniu utrwalone już w wieku 4-5 lat. Od tej pory nie ma już żadnej integracji procesów rozwojowych w społeczeństwie. Brakuje prawdziwego treningu stawania się zdrowym dorosłym, prawdziwych rytuałów inicjacyjnych znaczących kamienie przechodzenie kolejnych etapów rozwoju, takich jak dojrzewanie (doświadczenie pokazuje, że gimnazjum nie sprawdza się jako instytucja wprowadzająca w wiek dorastania). Brak kulturowo akceptowanych form żałoby, które pomogłyby w zrzuceniu ciężaru emocjonalnego powodowanego przez traumy z dzieciństwa, co powoduje, że wciąż tkwimy we wzorcach nabytych we wczesnym dzieciństwie.
Jako dzieci uczymy się emocjonalnej i intelektualnej nieszczerości zarówno poprzez docierające do nas bezpośrednie wiadomości jak i poprzez obserwowanie naszych wzorców osobowych. Nauczono nas, że bardzo ważne jest zachowywanie pozorów – noszenie maski. Obserwowaliśmy naszych rodziców, kiedy złośliwie komentowali i osądzali jakąś osobę, gdy nie było jej w pobliżu, a byli dla niej mili oko w oko. Wmówiono nam, że nie jest OK mówić prawdę. Jest jedna stara piosenka, która według mnie bardzo trafnie opisuje interakcje między ludźmi: „Teraz ludzie grają w gry, każdej nocy i każdego dnia, nigdy nie mówią tego, co myślą, nigdy nie myślą tego co mówią” (Georgia Satellites, Games people play). Nauczono nas nieszczerości, w tym także nieszczerości emocjonalnej. Wmówiono nam, żeby nie przeżywać naszych własnych uczuć poprzez przekazy takie jak: nie płacz, nie bój się, a jednocześnie obserwowaliśmy swoich rodziców żyjących w strachu. Otrzymywaliśmy wiadomości, że nie jest OK być szczęśliwym, kiedy nasz entuzjazm był żenujący dla naszych rodziców. Wielu z nas dorastało w środowisku, w którym bycie ciekawskim, żądnym przygód czy skłonnym do zabawy nie było OK. Bycie dzieckiem nie było OK.
W każdym społeczeństwie, gdzie nieszczerość emocjonalna jest nie tylko standardem, ale i celem (zachowuj pozory, nie pokazuj słabości), jako dzieci uczymy się, że mamy władzę nad uczuciami innych ludzi (denerwujesz mnie, ranisz moje uczucia, itp.). Uczymy się, że zachowanie emocjonalne jest widziane negatywnie (załamanie się, rozsypanie się, wkurzenie się, itp.). Uczymy się, że stereotypy dot. płci budują skrzywione, niezdrowe modele akceptowanych zachowań emocjonalnych (prawdziwi mężczyźni nie płaczą, nie boją się; prawdziwa dama się nie złości). Okazuje się, że rodzice pozbawieni zdrowej samooceny widzą swoje dzieci jako przedłużenie samych siebie, które może być ich aktywami lub brakiem w budowaniu własnej wartości; rodziny są odizolowane od jakiejkolwiek prawdziwej społeczności lub wsparcia plemiennego. Wstyd, manipulacja, przemoc werbalna i emocjonalna uważana jest za standardowe narzędzie modyfikacji zachowania w związku kochających się ludzi. Głęboko zakorzenione postawy społeczne podtrzymują przekonanie, że wstydliwe jest bycie człowiekiem (popełnianie błędów, nie bycie idealnym, bycie egoistą, itp.) a ludzie są na wielką skalę dyskryminowani i uważani za mniej wartościowych z powodu jakiejś cechy wrodzonej (płci, rasy, wyglądu, itp.); Wynikiem jest bardzo niezdrowa emocjonalnie społeczność. Zostaliśmy wychowani do bycia współzależnymi. W dzieciństwie nauczono nas i zaprogramowano do nieszczerości wobec siebie i innych. Nauczono nas fałszywych, dysfunkcyjnych koncepcji sukcesu, uczucia, miłości, życia. Nie mogliśmy żyć inaczej, ponieważ nikt nie nauczył nas jak żyć zdrowo. Żyliśmy najlepiej jak umieliśmy używając narzędzi, wierzeń i definicji, jakie posiadaliśmy. Żyjemy najlepiej jak możemy, tak samo, jak nasi rodzice żyli najlepiej, jak potrafili.
Dziś mamy nowe narzędzia. Mamy informacje i wiedzę, która jeszcze niedawno nie była dostępna. Możemy zmienić sposób, w jaki żyjemy. Ważne jest żeby przestać obwiniać się za to, że żyliśmy tak, jak nas zaprogramowano. Ważne jest aby móc zacząć uczyć się jak żyć w sposób bardziej funkcjonalny, który pomaga nam wnieść spokój i szczęście do naszego życia. Aby uwolnić się od przeszłości należy zacząć widzieć ja wyraźnie; bez wstydu i osądzania – wtedy będziemy mogli czerpać korzyści z tego wspaniałego czasu uzdrawiania, który właśnie się rozpoczyna.
Współzależność jest kondycją ludzką. Teraz, kiedy mamy wiedzę i zdolność do zmiany naszego związku z samym sobą, możemy tę kondycję zmieniać. „Współzależność i zależność wzajemna to dwie zupełnie inne dynamiki. Współzależność polega na oddaniu innym ludziom władzy nad naszą samooceną… Zależność wzajemna polega na budowaniu sojuszy oraz formowaniu partnerstwa i związków z innymi ludźmi.”
—
„Współzależność jako choroba powoduje, że wciąż powtarzamy znajome wzorce. W konsekwencji ufamy ludziom niegodnym zaufania, polegamy na ludziach nieodpowiedzialnych, kochamy ludzi nieosiągalnych. Poprzez uleczenie naszych urazów emocjonalnych i zmianę programowania intelektualnego możemy zacząć ćwiczyć wnikliwość w dokonywaniu wyborów a przez to zmienić swoje wzorce i nauczyć się ufać samym sobie.”
—
„Drogą do budowania zdrowych wzajemnych zależności jest zdolność do jasnego postrzegania ludzi, sytuacji, życia i przede wszystkim nas samych. Jeśli nie pracujemy nad uleczeniem naszych ran z dzieciństwa i zmiany sposobu, w jaki nas zaprogramowano, nie możemy zacząć jasno postrzegać ani siebie, ani niczego innego w życiu.”
„Przemoc emocjonalna leży u podstawy wszystkich innych typów przemocy. Najbardziej szkodliwym aspektem przemocy fizycznej, seksualnej, psychicznej itp. jest pozostawiony w naszych sercach i duszach uraz spowodowany przez ludzi, których kochaliśmy i którym ufaliśmy.” „Nasi rodzice byli emocjonalnie krzywdzeni w dzieciństwie, ponieważ ich rodzice byli emocjonalnie krzywdzeni w dzieciństwie. Nasi rodzice stanowili nasze wzorce zachowań, od których uczyliśmy się jak odnosić się do samych siebie i swoich emocji.” „Najbardziej destrukcyjnym rodzajem przemocy emocjonalnej jest przemoc, którą nauczyliśmy się wymierzać samym sobie. Podstawy naszej relacji ze sobą stworzyliśmy we wczesnym dzieciństwie i od tej pory stale się ocieniamy i zawstydzamy. Najbardziej niszczącym aspektem przemocy emocjonalnej, której doświadczaliśmy, ponieważ nasi rodzice byli krzywdzeni, było to, że wbudowywaliśmy w nasz umysł przekazy płynące z ich zachowania co przeniosło się na nasz własny związek ze sobą. W ten sposób codziennie krzywdzimy się emocjonalnie.
Każdy powracający do zdrowia, podążający ścieżką uzdrawienia człowiek, ostatecznie dąży do odnalezienia drogi do domu, do Miłości – takie jest moje przekonanie. Miłość jest Siłą Wyższą – Prawdziwą naturą Boga- Mocy/Bogini-Energii/Wielkiego Ducha. Miłość jest materiałem, z którego jesteśmy uszyci. Miłość jest odpowiedzią. Ażeby znaleźć swoją drogę do Miłość najpierw muszę uświadomić sobie to, czym Miłość nie jest. Poniżej znajduje się kilka rzeczy, które znam i wierzę, że nie są częścią Prawdziwej Natury Miłości. Miłość nie jest: krytyczna, zawstydzająca, krzywdząca, kontrolująca, manipulująca, poniżająca, upokarzająca, rozdzielająca, dyskontująca, ograniczająca, umniejszająca, negatywna, traumatyczna, bolesna przez większość czasu.
Miłość nie jest też uzależnieniem. Nie polega na braniu zakładników, czy byciu zakładnikiem. Typ romantycznej miłości, który poznałem dorastając, jest formą miłości toksycznej. Przekazy „Nie potrafię się bez ciebie uśmiechać”, „Nie mogę bez ciebie żyć”, „Jesteś dla mnie wszystkim”, „Nie jesteś całością, dopóki nie znajdziesz swojego księcia/księżniczki”, które poznajemy w dzieciństwie w odniesieniu do romantycznej miłości nie opisują Miłości – opisują one uzależnienie od kogoś, kto staje się dla nas siłą wyższą/fałszywym bogiem. Co więcej, Miłość nie oznacza bycia „wycieraczką”. Miłość nie oznacza poświęcania się na ołtarzu męczeństwa – ponieważ nikt nie może świadomie się poświecić, jeśli nigdy tak naprawdę nie uważał się za osobę wartościową, którą można pokochać. Jeśli nie wiemy jak kochać samych siebie i jak się szanować – nie mamy tak naprawdę swojego własnego ja, które możemy poświęcić. Poświęcamy się wtedy tylko po to, aby udowodnić sobie, że jesteśmy wartościowi i zasługujemy na miłość. To nie jest dawanie z serca, lecz postępowanie współzależne, manipulujące, kontrolujące i nieszczere.
Miłość Bezwarunkowa nie polega na byciu ofiarną wycieraczką. Miłość Bezwarunkowa zaczyna się od kochania samego siebie w stopniu wystarczającym do ochronienia się przed ludźmi, których kochamy, jeśli to konieczne. Dopóki nie zaczniemy kochać i szanować samych siebie nie możemy prawdziwie dawać. Próbujemy się jedynie dowartościować poprzez swoje uległe zachowanie wobec innych.” Każdy rodzaj przemocy fizycznej, werbalnej, psychicznej, czy seksualnej zawiera w sobie także przemoc emocjonalną. Każda postawa lub zachowanie, które zawiera w sobie wiadomość mówiącą, że druga osoba nie zasługuje na traktowanie jej z szacunkiem i godnością – włączając w to uprzedmiotowienie i stereotypy – jest przemocą emocjonalną.
Jawne formy przemocy są znacznie łatwiej identyfikowane niż te bardziej ukryte. Stosunkowo łatwo jest ludziom stwierdzić, że wściekłość, krzyki, przezywanie lub docinki słowne są emocjonalnie krzywdzące. Trudniej jest zidentyfikować niektóre formy przemocy pasywnej jako krzywdzące niż na przykład czynną agresję i przemoc. „Zachowania pasywno-agresywne służą pośredniemu wyrażaniu złości. Dzieje się tak, ponieważ w dzieciństwie, w ten czy inny sposób, otrzymywaliśmy przekazy, że wyrażanie złości nie jest OK.”
„Ponieważ w dzieciństwie żyliśmy w zakłamaniu (dyskontowanie) i byliśmy niedowartościowani (a większość z nas powtarza wzorce z dzieciństwa w dorosłym życiu), ponieważ nauczono nas żeby nie ufać własnym uczuciom i postrzeganiu, ponieważ nauczono nas tworzenia chorych, zniekształconych związków za sobą i swoimi emocjami – u innych ludzi poszukujemy potwierdzenia, że dopiero to do czego się budzimy jest rzeczywistością, a nie produktem naszej ułomnej, wstydliwej samooceny.
Zawieranie sojuszy jest wzorcem współzależnym. Potrzebujemy ludzi, którym możemy się poskarżyć, którzy będą nam współczuć i mówić jaka okropna była ta druga osoba, która nas skrzywdziła. Gromadzimy wokół siebie ludzi, którzy potwierdzą nasze święte oburzenie. Kiedy czujemy się z jakiegoś powodu święcie oburzeni wzmacniamy swoje nastawienie Ofiary. „Za każdym razem, gdy skupiamy się na jakiejś sytuacji i skłaniamy się ku przekonaniu, że jesteśmy ofiarami sytuacji/ludzi, z którymi mieliśmy kontakt, bez spojrzenia na to, jak na daną sytuację wpływają nasze przeżycia z dzieciństwa – nie jesteśmy ze sobą szczerzy.
Będziemy czuć się jak Ofiary – ponieważ doświadczyliśmy przemocy. Jednak czucie się jak ofiara i oddanie władzy przeświadczeniu o byciu Ofiarą to dwie zupełnie inne rzeczy.” „Często mówię klientom, że przejście od myśli samobójczych do myśli morderczych to krok naprzód. Jest to pewien etap w procesie zdrowienia, który trzeba osiągnąć, aby potem iść dalej. Ofiara kazirodztwa, zmienia się w osobę, która przetrwała kazirodztwo. Przyznanie się do odczuwania gniewu jest ważnym krokiem przy wychodzeniu z depresji, którą spowodowało wypieranie się złości. Przyznanie się do gniewu jest często niezbędne do przeżycia żałoby i zdrowego oczyszczenia się. Jeśli nie uznamy swojego prawa do odczuwania złości, jest bardzo możliwe, że utkniemy w pozycji Ofiary. Będziemy użalać się nad sobą, własnym męczennictwem, narzekaniem. Będziemy zainteresowani zawieraniem sojuszy z ludźmi, którzy będą nam współczuć zamiast podejmować działania by to zmienić.”
„Celem ustanawiania granic jest ochrona i dbanie o nas samych. Musimy być zdolni do komunikowania innym ludziom, kiedy postępują w sposób, którego nie akceptujemy. Pierwszy krok to przyjęcie do wiadomości tego, że mamy prawo się bronić. Że mamy nie tylko prawo, ale i obowiązek wzięcia odpowiedzialności za to, jak inni nas traktują.”
„Ważne jest, abyśmy głośno mówili o swoich uczuciach i zaczynali od wyrażenia „Ja czuję”. (Kiedy mówimy „Jestem zły, Jestem zraniony, itp.” stwierdzamy, że jesteśmy uczuciami. Emocje nas nie definiują, są one formą wewnętrznej komunikacji, która pomaga nam zrozumieć samych siebie. Są one ważną częścią nas samych – jako część całości.) To jest przyznanie się do uczuć. Ważne jest, abyśmy robili to dla samych siebie. Poprzez głośne wyrażanie uczuć potwierdzamy swoje prawo do ich posiadania. Potwierdzamy to samodzielnie – biorąc odpowiedzialność za siebie i swoją rzeczywistość. To, że druga osoba nas usłyszy i zrozumie nie jest tak ważne jak to, że sami się usłyszymy i zrozumiemy, że mamy prawo do swoich uczuć. Niezwykle ważne jest, aby mieś swój własny głos. Aby mieć prawo głosu w swoim własnym imieniu.”
„Ustalanie granic nie jest wyrafinowanym sposobem manipulacji – chociaż niektórzy ludzie, mówiąc, że ustalają granice w rzeczywistości próbują manipulować innymi. Różnica miedzy wyznaczaniem granic w zdrowy sposób a manipulacją jest taka, że gdy wyznaczamy granice nie przejmujemy się rezultatem.” „Niemożliwe jest zbudowanie zdrowego związku z kimś, kto nie ma granic, z kimś, kto nie potrafi komunikować się bezpośrednio i szczerze. Nauka wyznaczania granic to niezbędny krok do przyjaźni z samym sobą. Naszym obowiązkiem jest dbanie o siebie – i bronienie się, gdy jest to niezbędne. Nie można nauczyć się kochać siebie bez przyznania się do siebie – swoich praw i obowiązków jako współtworzyciela swojego życia.”
„Współzależność jest dysfunkcyjnym systemem obronnym, zbudowanym w odpowiedzi na poczucie bycia niekochanym i bezwartościowym. Takie smopoczucie spowodowane jest w znacznej mierze przez fakt, że mieliśmy zranionych, współzależnych rodziców, którzy nie wiedzieli jak kochać samych siebie. Dorastaliśmy w środowiskach, które były emocjonalnie nieszczere, duchowo wrogie i oparte na poczuciu wstydu. Nasz związek ze sobą (oraz wszystkimi częściami naszego ja: emocjami, płcią, duchem itd.) zniekształcił się i wypaczył, abyśmy mogli przetrwać w naszym dysfunkcyjnym środowisku.” „Musimy wyrzucić poczucie winy i osądy z procesów na poziomie osobistym. Niezwykle ważne jest, aby przestać słuchać i dawać władzę naszej wewnętrznej krytyce, która mówi nam, że jesteśmy źli, niestosowni i powinniśmy się wstydzić. Ten głos „Rodzica Krytycznego” w naszej głowie to chorobą, która nas okłamuje… Leczenie jest procesem stopniowym. Celem jest postęp, nie perfekcja. To, czego się uczymy, to Miłość bezwarunkowa. Miłość Bezwarunkowa oznacza brak osądzania i brak wstydu.”
„Głos Rodzica Krytycznego nie pozwala nam się zrelaksować, cieszyć się życiem i kochać siebie. Musimy zdać sobie sprawę, że mamy możliwość wyboru, na czym skupić swój umysł. Możemy świadomie zacząć patrzeć na siebie z perspektywy „świadka”.” „Tylko poprzez uzdrowienie naszego Wewnętrznego Dziecka, naszych wewnętrznych dzieci i przepracowanie ran odniesionych w dzieciństwie, możemy zmienić swoje wzorce zachowań i oczyścić swoje procesy emocjonalne. Możemy uwolnić nasz żal wraz z tłumionym gniewem, wstydem, strachem i bólem z miejsc, gdzie je ukrywaliśmy.”
„Z powodu naszych złamanych serc, ran emocjonalnych i chaotycznych umysłów nasze podświadome programowanie kierowane przez chorobę Współzależności sprawia, że porzucamy samych siebie. Sprawia to, że porzucamy nasze Wewnętrzne Dziecko, a to Wewnętrzne Dziecko jest bramą do naszego Wyższego Ja. Osobą, która najbardziej nas zdradziła, opuściła i skrzywdziła jesteśmy na koniec dnia my sami. Właśnie tak działa emocjonalny system obronny, którym jest Współzależność. Okrzyk bojowy Współzależności to „Pokażę ci – dopadnę siebie.” „Musimy uratować, zaopiekować się i Kochać nasze Wewnętrzne Dziecko i powstrzymać je przed kontrolowaniem naszego życia. Powstrzymać je przed kierowaniem autobusem! Dzieci nie powinny kierować, nie powinno się dawać im kontroli. Nie powinno się też ich krzywdzić i porzucać. Robiliśmy na odwrót. Porzucaliśmy i krzywdziliśmy nasze Wewnętrzne Dzieci. Zamknęliśmy je w ciemnym miejscu wewnątrz siebie. Jednocześnie pozwoliliśmy im prowadzić autobus – pozwoliliśmy, aby urazy z dzieciństwa rządziły naszym życiem.”
„Musimy przyznać się przed sobą jak było i uznać dziecko, którym naprawdę byliśmy, aby móc prawdziwie Kochać osobę, którą jesteśmy. Jedynym sposobem, aby to uczynić jest przyznanie się do przeżyć tego dziecka, uznanie jego uczuć i uwolnienie energii emocjonalnego żalu, którą wciąż nosimy w sobie.” Tłumaczenie tekstu z angielskiego dla www.analizatransakcyjna.pl na podstawie tekstów zaczerpniętych ze strony www.survivingbipolar.com autorstwa Davida Marianta wraz z cytatami pochodzącymi z książki “Współzależność: taniec zranionych dusz” autorstwa Roberta Burneya, 2010 (P. Pajer)